Przypadki / Off Piotrkowska

Realizacja badania i przygotowanie raportu: Mikołaj Bendyk  

kurator: Edwin Bendyk

WSTĘP

OFF Piotrkowska jest miejscem wyjątkowym z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że łączy w ciekawą całość działalności kulturalne, artystyczne i gastronomiczne. Gdyby spojrzeć na każdą z nich z osobna, także zrobiłyby wrażenie, ale byłoby to raczej: „Jakie pyszne jedzenie podają w tej restauracji” albo „Jaką elektryzującą muzykę grają w tym klubie”, niż „To miejsce jest fenomenalne”. Bo fenomenem jest cały obiekt, nie wycinki z niego.

Po drugie dlatego, że tworzy wspaniałą przestrzeń wspólną. Przez to, że obiekt znajduje się w rękach rozsądnego prywatnego przedsiębiorcy – by podać dwa wyraziste przykłady – przebywający tam nie muszą obawiać się mandatów za picie piwa pod chmurką, a dzięki regularnemu sprzątaniu panuje porządek.

Po trzecie dlatego, że pokazuje, jak z jednego przedsięwzięcia korzystać mogą: prywatny przedsiębiorca, pojedynczy mieszkaniec miasta i miasto jako całość (a do tego kultura i przemysły kreatywne).

Wreszcie po czwarte – co bierze się z powyższych – dlatego, że jest modelowym przykładem rewitalizacji.

Nie tylko kompozycja nadaje wartości OFF-owi. Równie ważna jest historia miejsca, w którym istnieje i jego „łódzki” charakter. Dawniej była tutaj fabryka wyrobów bawełnianych, założona przez Niemca Franza Ramischa, wnuka tkacza przybyłego do Królestwa Polskiego w 1835 roku. Dzięki temu OFF ma historię, nie jest sztucznie powołaną do życia przestrzenią. Jednym  z najczęściej słyszanych słów w opiniach o OFF-ie jest „autentyczność”.

1. Na początku była fabryka

W 1835 r. do Łodzi przybył Anton Ramisch, tkacz. Jego zakład był niewielki, pracował na kilku krosnach, ale wystarczył do spokojnego życia w nowym mieście i kraju. Syn Antona, Jan, poszedł już dalej – na tyłach działki przy ul. Piotrkowskiej pod numerem 208 założył farbiarnię. Podniósł tym samym status finansowy rodziny do przeciętnej zamożności.

W latach 70. XIX w. w Łodzi przyspieszył rozwój kapitalizmu – pojawiło się dużo taniej siły roboczej i możliwości zakładania nowych fabryk. Na początku lat 80. wytyczono nową ulicę łączącą Piotrkowską z Dziką (dzisiejszą Sienkiewicza), przy której  stał – i wciąż stoi – kościół ewangelicki. Dlatego ulicę nazwano Ewangelicką (dzisiaj Roosevelta).

W ten sposób powstało coś na kształt dzielnicy niemieckiej oraz kwartał ograniczony ulicami Piotrkowska-Roosevelta-Sienkiewicza. W jego obrębie Franz Ramisch, syn Jana, konekwentnie skupował działki, aż dorobił się obiektu o szerokości trzech działek osadniczych i powierchni 1,3 ha, ciągnącego się na długość całej ulicy Roosevelta.

W 1924 r. powstała tam Fabryka Wyrobów Bawełnianych Spółka Akcyjna Franciszek Ramisch. W latach 30. kompleks uzyskał ostateczny, spójny kształt.

Duża fabryka (w 1924 r. zatrudniała tysiąc osób) w środku miasta, przy głównej ulicy może wydawać się dziwnym pomysłem, ale w ówczesnej Łodzi było to zjawisko normalne. Jednak zazwyczaj przy ulicy stała kamienica mieszkalna i dopiero za nią kryła się fabryka. Ramisch takiej kamienicy nigdy nie wybudował, dzięki czemu od bramy do najbliższego budynku fabrycznego mieści się długi na kilkadziesiąt metrów podwórzec.

Kształt z lat 30. ub. w. pozostał prawie bez zmian. Autor jednego z artykułów na fabrykancka.pl, portalu należącego do stowarzyszenia, które kilka lat temu działało w przestrzeni fabryki, stwierdził, że z perspektywy czasu można jedynie żałować, że Ramisch nigdy nie zdecydował się na postawienie reprezentacyjnej kamienicy. Jak się później przekonamy, można się z tego tylko cieszyć.

2. Po fabryce brak

Transformacja ustrojowa 1989 r. spowodowała upadek fabryki. Teren fabryczny zamienił się w teren pofabryczny. Nie było pomysłu zagospodarowania. Przez lata przepływały przezeń rozmaite działalności. Niektóre uznawane za kultowe, fenomenalne lub nawet legendarne.

W 1994 r. powstał tutaj klub New Alcatraz, w którym odbywały się imprezy rave. Grano muzykę elektroniczną, która świetnie pasowała do postindustrialnej przestrzeni. Na stronie New Alcatraz Underground na facebooku czytamy: „Wprowadzenie w mroczny klimat starej, fabrycznej Łodzi stanowiła już sama brama i ciągnące się za nią długie podwórko, obwarowane wysokimi budynkami z czerwonej cegły, w głębi którego pulsował mocny industrialny beat. Nawet ci, którzy znajdowali się tu zupełnie przypadkiem poddawali się zniewalającemu urokowi tego miejsca, który to w krótkim czasie czynił z nich stałych bywalców”. Klub przestał działać po dwóch latach z powodu protestów mieszkańców, ale wciąż postrzegany jest jako kultowy.

W 1995 r. były piłkarz łódzkiego Widzewa, Zbigniew Karolak, założył Football Pub. Działa on do dziś, pozostając niejako w starym stylu: nie ma swojej strony internetowej, na witrynach zbierających informacje o lokalach gastronomicznych i in. można znaleźć jedynie jego adres i numer telefonu. Bazuje na stałych, wieloletnich klientach, ale wyjątkowym klimatem, który nadają mu piłkarskie pamiątki wypełniające ściany, wciąż potrafi przyciągać nowych.

Od 2008 r. działała tutaj także FabrySTREFA. Inicjatywa, prowadzona przez stowarzyszenie Fabrykancka, które założyły osoby zainteresowane łódzką historią, urbanistyką i kulturą, zajęła powierzchnię 600 m kw. po Biedronce, którą w zamian za promocję miejsca wynajmowała za darmo – ponosiła tylko eksploatacyjne. Organizowano tutaj imprezy kulturalne, promujące mało znanych i początkujących artystów. FabrySTREFA współpracowała ze studentami i wykładowcami łódzkich ASP, Akademii Muzycznej i Wydziału Architektury Politechniki oraz zagranicznymi artystami. W 2012 r. została zamknięta. Powstał OFF Piotrkowska Center, w którym FabrySTREFA nie czuła się już tak dobrze i zajmowana przez nią przestrzeń została przeznaczona na najem dla nowych działalności.

Przez pewien czas podwórzec przy Piotrkowskiej 138/140 nazywano Chinatown. Stały tutaj budki z chińskim jedzeniem, wszędzie wokół roznosił się jego zapach i latały stada gołębi żywiące się resztkami pozostawianymi przez klientów. Miejsce kojarzyło się z brudem, intensywnym, ciężkim zapachem oleju oraz zmęczonymi i wygłodniałymi od alkoholu imprezowiczami, przychodzącymi tutaj w środku nocy, by posilić się sajgonkami.

Poza tym już wtedy działały tutaj takie lokale jak klub gejowski Ganimedes, klub muzyczny Riff-Raff czy restauracja Lili, które pozostały do dzisiaj.

Cały czas coś tu było, coś się działo, jednak brakowało ustabilizowania i spójności.

  W 2003 r. pojawił się Orange Property Group (OPG), prywatny inwestor, w którego posiadaniu do dziś znajduje się pozostałość po fabryce Franciszka Ramischa. Plany były ambitne, miało tu powstać „miasto w mieście”. Na stronie internetowej OPG wciąż można przeczytać o pomysłach sprzed kilku lat. Miały tu powstać: „czterogwiazdkowy hotel, restauracje, puby, kluby, galerie sztuki, kino, sklepy, biura, lofty” oraz wielopoziomowy parking. Miało być pięknie i wielkomiejsko.

Ale nadszedł kryzys. OPG musiał zrewidować plany budowy centrum usługowo-biurowego, która pochłonęłaby dziesiątki milionów euro, a w zaistniałej sytuacji nie rokowała rychłego zwrotu kosztów, bo po latach braku w Łodzi takich przestrzeni, zrobiło się ich za dużo i sam OPG miał problem z wynajęciem lokali w Domu Stefanusa.

Dyrektor zarządzający OPG, Michał Styś, przyznaje, że „kryzys umożliwił nam patrzenie w inny sposób na rewitalizację śródmieścia, na rewitalizację istniejącej fabryki. Nie tylko w taki zupełnie komercyjny sposób – z czego jesteśmy bardzo dumni”.

3. Powstaje OFF Piotrkowska

OPG swój pierwotny projekt nazwał „Piotrkowska Center”. Obecnie miejsce nazywa się „OFF Piotrkowska Center”, ale popularnie mówi się na nie „OFF Piotrkowska” lub zwyczajnie „OFF”.

Skąd więc OFF się wziął?

Przede wszystkim z przypadku. Jak pierwsze plany OPG tworzyły spójną i całościową wizję, tak OFF wyłonił się z jednostkowych działań.

Pierwszy przypadek to zwyczajne komplikacje towarzyszące wzdrożeniu projektu, takie jak projekt zgodny z istniejącą architekturą przestrzeni czy oczekiwanie na pozwolenie na budowę – już w 2005 roku miały zostać zrealizowane pierwsze plany.

Drugim przypadkiem, który przyczynił się do jego zaistnienia był wspomniany kryzys finansowy z 2008 r., zaprzepaszczający misterne zamiary wybudowania przy Piotrkowskiej centrum biurowo-usługowo-handlowego. Jedyny projekt z tamtych czasów, który przetrwał, ale nie został jeszcze zrealizowany i zapewne nieprędko to nastąpi, to parking wielopoziomowy, na który według szefa OFF Piotrkowska istnieje duże zapotrzebowanie wśród mieszkańców.

Dzięki kryzysowi mogła działać opisana już FabrySTREFA, która – chociaż nie przetrwała powstania OFF-a – mocno odbiła się na obecnym charakterze miejsca, ponieważ pokazała, że warto współpracować z inicjatywami kulturalno-artystycznymi. Zaczęły pojawiać się nowe działalności: projektant ubrań skateboardingowych Rush, sklep Pan tu nie stał, knajpa połączona ze sklepem Mebloteka Yellow, cafe bar Spaleni Słońcem, Drukarnia Skład Wina & Chleba, klub Dom i wiele innych.

Pierwsze aktywności były jednostkowe, nie wpisane w pomyślaną całość, chociaż kryterium artystyczno-kulturalne zaszczepione przez FabrySTREFĘ pozostało. Projektanci inspirowali się ciekawą industrialną przestrzenią i niedrogimi lokalami, podobnie założyciele pierwszych lokali gastronomicznych. OFF rozkręcał się powoli. Chociaż w lokalnych mediach pojawiały się doniesienia o przemianach przy Piotrkowskiej 138/140, OFF nie był szeroko reklamowany, teren zamykano wcześnie i świecił pustkami. Jakoż kolejna faza rozwoju OFF-a również nacechowana jest przypadkiem, bo wieści o obecnych tam ciekawych miejscach rozchodziły się pocztą pantoflową, pomiędzy znajomymi. Pofabryczna przestrzeń i lokale zgrabnie się w nią wpisujące okazały się na tyle interesujące dla kolejnych osób, że gdy otwierała się Drukarnia Skład Wina & Chleba, kuchnia miała trudności z nadążeniem za zamówieniami.

W międzyczasie młodzież zorientowała się, że skoro OFF jest terenem prywatnym, to można na nim legalnie pić alkohol kupiony w sklepie i zaczęła spotykać się tam na wieczorne piwo.

Płynnie OFF stał się popularnym, modnym miejscem, wizytówką miasta, do którego schodzą się rzesze mieszkańców miasta i dziesiątki przyjezdnych.

Jak widać, już proces powstawania OFF-a jest fenomenem. Warto się teraz zastanowić, dlaczego fenomenem jest także cały OFF.

4. Prywatna przestrzeń wspólna

Łatwo dostrzegalną i istotną cechą OFF-a jest to, że fabryka Ramischa zachowała swój dawny charakter. XIX-sto wieczne budynki z czerwonej cegły nie zostały otynkowane i pomalowane ani przekształcone inny sposób. Wchodząc na teren fabryki od razu widać, że działał tu kiedyś łódzki przemysł. Stąd do opisu OFF Piotrkowska bardzo chętnie używane jest słówko „autentyczność”.

Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież mnóstwo tu przekształceń, jak choćby grafitti na murach. Jednak grafitti to nie odgórnie narzucone upiększenie, ale ślady obecności ludzi, dzięki czemu teren na autentyczności tylko zyskuje. Można by tutaj poczynić porównanie do Manufaktury, która jest zupełnie odmiennym przykładem rewitalizacji. Tam obiekt został stworzony od linijki architekta i chociaż nawiązuje do przemysłowej przeszłości miejsca, jest co bądź sztuczny. Niedawno po Łodzi i OFF-ie spacerował znany fotograf i projektant okładek albumów muzycznych, Mathieu Bitton. Fotografując OFF-a mówił reporterce TVN-u, że podoba mu się tam to, że może „poczuć historię tego miejsca”.

Czepialski mógłby się uwziąć również na dwie pozostałe budki z chińskim jedzeniem, która stoi tuż przy głównym wejściu, od strony ul. Piotrkowskiej. Ale i one, wbrew pozorom, autentyczności dodają. Chociaż gdy powstawało, chinatown niewątpliwie „gryzło się” z fabryką w sensie estetycznym, lecz obecne przez lata stało się istotnym elementem okolicznej przestrzeni, trwale się w nią wpisało. Mieszają się dwie autentyczności? Raczej zlewają w jedną, którą wykreowali ludzie, nie instytucje. Kamil Wasiak, rzecznik OFF Piotrkowska, mówił Dziennikowi Łódzkiemu, że chodziło o to, by „uszanować pewną tradycję. Łodzianie, zwłaszcza ci z chudszym portfelem, przyzwyczaili się, że o każdej porze dnia i nocy mogą tu tanio i smacznie zjeść. Zostawiliśmy budki, stawiając jednak warunek poprawy ich estetyki”.

Minąwszy budki wchodzi się na rozległy podwórzec. Przy lewym murze stoi rampa dla deskorolkarzy, która jest przez nich aktywnie eksploatowana. To również ważne miejsce, które sygnalizuje nam już niezwykle istotną cechę OFF-a: za prywatne pieniądze zostało stworzone miejsce użyteczności publicznej.

W lokalnych mediach ta część OFF-a – od bram przy ul. Piotrkowskiej do najbliższego gmachu fabryki – jest jednak ostro krytykowana. Autorzy tekstów dla łódzkiego wydania Gazety Wyborczej oraz Dziennika Łódzkiego narzekają na panujący tam brud i brak wykończenia. Rzeczywiście, wchodzą na teren obiektu mija się toi-toie, od których często dolatuje nieprzyjemny zapach, a nawierzchnia dziedzińca jest nierówna i podczas deszczowej pogody tworzą się w niej błotniste kałuże. Słowa krytyki padają także na walające się po podwórku butelki i pijaną młodzież, która korzystając z wolności od mandatów upija się tam do nieprzytomności i oddaje mocz pod murami.

Jednak przebywając na OFF-ie trudno nie uznać tych przytyków za przejaw zrzędliwości. Butelki sprzątane są z samego rana przez wynajętą do tego firmę, pijanych do nieprzytomności jest tam nie więcej, niż gdziekolwiek indziej w kraju, zaspokojających potrzeby fizjologiczne pod ścianą również. Mało to wciąż za dużo? Możliwe. Ale żeby nie było ich tam w ogóle, właściciel musiałby zabronić wnoszenia własnego alkoholu na posesję i wzmóc kontrolę ochroniarzy (cały teren jest nieustannie przez nich strzeżony). A zamykanie OFF-a dla kogokolwiek jest ostatnim czego chciałby Michał Styś.

Ponownie uwidacznia się tutaj niezwykle ważna cecha OFF Piotrkowska, polegająca na odpowiadaniu ludzkim potrzebom przez prywatnego inwestora. To świetny moment, by użyć socjologicznego truizmu: ludzie muszą się spotykać. I niczym zaskakującym nie jest przecież, że piją przy tym alkohol. Dzięki istnieniu OFF-a mogą to robić w przestrzeni miejskiej nie potrzebując do tego grubego portfela, który zazwyczaj jest niezbędny do odwiedzania lokali – lub płacenia za mandaty chętnie wlepiane przez policję czy straż miejską za choćby spokojne wypicie butelki piwa w przestrzeni publicznej. W oczywisty sposób powoduje to otwarcie przestrzeni wspólnej dla różnych grup społecznych, otwarcie nikogo niewykluczające. Właściciel OFF-a pokrywa także koszty sprzątania bałaganu, który nie zniknąłby po zamknięciu terenu dla bawiących się pod chmurką ludzi, lecz rozpraszając się przeniósł w inne miejsca.

Kolejnym ważnym elementem tej przestrzeni jest podkreślana przez łodzian przypadkowość spotkań. Nie trzeba się umawiać, by na OFF-ie spotkać kogoś znajomego. Wystarczy wyjść z domu i przyjść tam o wieczornej porze. Może wydawać się to błahostką, ale powoduje spotęgowanie poczucia przynależności do miejsca. Spotkanie nie jest tutaj wspólnym wejściem do cudzej przestrzeni, a powitaniem domowników przy posiłku.

To właśnie dlatego nie sposób zgodzić się ze słowami wspomnianego wcześniej artykułu z portalu fabrykancka.pl. Nawet gdyby za piękną kamienicą mieścił się obszerny dziedziniec, nie byłby on tak otwarty na ludzi, jak teraz. Dzięki temu, że nie ma takiej granicy, przechodzień idący ul. Piotrkowską widzi, co dzieje się w środku, często także przechodzi kierując się w stronę ul. Sienkiewicza. Ogrodzenie zrobione z rzadko rozstawionych metalowych prętów i otwarte bramy z takiego samego materiału cały czas zapraszają do wejścia.

Tym samym ludzie bawiący się na podwórcu sprawiają, że OFF jest miejscem prawdziwie modnym. Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny „Liberté!”, twierdzi, że do droższych lokali w dalszej części OFF-a zjeżdżają osoby lepiej sytuowane w dużej mierze dlatego, że wokół widzą „kolorową, bawiącą się młodzież”. Te dwa światy są ze sobą połączone.

Jażdżewski dodaje, że OFF ma bardzo demokratyczny charakter, nikt nie boi się tam wejść myśląc, że nie będzie pasował. To istotna cecha, została poruszona już wcześniej. Teraz warto podkreślić owo połączenie dwóch odmiennych światów, do którego dochodzi w przestrzeni OFF-a. Spotkanie w czasie wolnym osób bawiących się pod chmurką i bawiących się w lokalach na co dzień nie jest rzeczą łatwą. Tutaj jest na nie szansa. Co prawda, chociaż połączone, światy te nie przenikają się, istnieje też pewien podział przestrzenny (podwórzec to strefa pierwszych, dalsza część, bliżej parkingu – drugich), to jednak z jednej partii OFF-a do drugiej jest bliżej, niż – by użyć warszawskiego przykładu – z pl. Zbawiciela do bram w praskich kamienicach.

To zaiste fenomen, że prywatny przedsiębiorca zamiast w prosty – i dostępny mu – sposób usunąć stwarzające mu problem zjawisko, starał się okrężną, o wiele trudniejszą i kosztowniejszą drogą sprawić, by wszyscy byli zadowoleni. Z drugiej strony, gdyby ową łatwą metodę pozbycia się bałaganu zastosował, miejsce straciłoby – może wbrew pozorom – na atrakcyjności. Dowód na to, że Stysia interesuje zwyczajnie własny zysk? Może. Ale jeszcze bardziej na to, że na jednym i tym samym może jednocześnie korzystać przedsiębiorca, mieszkaniec i miasto.

Trochę miejsca trzeba poświęcić także ukrytym głębiej i wyżej, bo na piętrze budynków fabryki, przemysłom kreatywnym, które może da się nazwać offowymi.

Swoje miejsce znalazły tutaj pracownie architektoniczne (np. Tamizo Architects Mateusz Stolarski czy Kuoo Architects), odzieżowych (np. Rush), projektanckich (np. Shlagart czy Jinako), także łączących różne formy aktywności artystycznej takich, jak design, moda i grafika (np. Trzypotrzy) i inne. W wielu z nich można zamówić spersonalizowane ubrania lub projekty, które będą całkowicie wyjątkowe i offowe w tym sensie, że stworzone własnymi rękoma przez pracujące tam osoby, a nie przerzucone do fabryk w krajach Trzeciego Świata.

Wiele z mieszczących się w OFF-ie pracowni ma charakter rzemieślniczy w starym, dobrym znaczeniu tego słowa. To one są najbardziej offowym elementem OFF Piotrkowska, bo działające tam lokale gastronomiczne i kluby oraz całość jako miejsce spotkań przeszły już do mainstreamu.

6. Zakończenie

Nabywszy wszystkie te cechy, OFF Piotrkowska stał się przykładem, jak należy rewitalizować przestrzeń miejską. Jak mówi Hanna Gill-Piątek, koordynatorka Świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi, „jest to takie miejsce, które my zawsze umieszczamy w prezentacjach rewitalizacyjnych miasta jako świetny przykład na to, że bez remontu można coś zrewitalizować. W sensie: ożywić, zadbać o to, wprowadzić jakieś nowe funkcje, które są potrzebne”.

Oczywiście nie chodzi tutaj o całkowity brak prac remontowych, ale o pozostawienie historycznych budynków w ich dawnym charakterze bez potrzeby ogromnego finansowego wkładu (tutaj znowu można by się odnieść do Manufaktury).

OFF jest także znakomitym przykładem na to, jak miasto może skorzystać z działalności biznesowej prywatnego przedsiębiorcy. Zalety takiej sytuacji zostały już pokazane, teraz czas wytknąć wady. Po pierwsze, miasto prawie nie ma kontroli nad obiektem (chociaż może w kontekście OFF-a i polskiego zarządzania miastami to dobrze). Przez to, gdy właściciela spotka kaprys, by miejsce zamknąć, miasto nie będzie w stanie nad regresem zapanować. Ale znowu: z drugiej strony, gdyby sam tego nie stworzył, to i tak nic by nie było.

Drugą wadą może być demoralizacja zarządzających miastem. Skoro prywaciarz robi za własne pieniądze, to po co się tym zajmować.

Z kolei samym zarządcom OFF-a można zarzucić brak spójnej, całościowej informacji o obiekcie. Oficjalna strona internetowa, chociaż estetyczna, jest nieprzejrzysta i brakuje na niej rzeszy podstawowych informacji (strona na facebooku nie uzupełnia jej tak, jak powinna). Chociaż z OFF-a powstała pewna całość, to – jak zostało wspomniane wcześniej – w dużej mierze z przypadku. A przypadek jako fundament może być uciążliwy w późniejszym (obecnym) odbiorze.

Niemniej OFF, inspirowany zachodnimi miastami, jak Berlin, na skalę Polski jest miejskim fenomenem.

7. Bibliografia

  1. R. Sennett, Ciało i kamień, tłum. M. Konikowska, Gdańsk 1996.
  2. L. Jażdżewski, Miasto obiecane, POLITYKA nr 50 (2937), 11.12.2013.
  3. M. Kołodziejczyk, Goździk dla włókniarek, POLITYKA nr 50 (2937), 11.12.2013.
  4. P. Sarzyński, Akcja rewitalizacja, POLITYKA nr 50 (2937), 11.12.2013.
  5. P. Pytlakowski, Wchodzą, przechodzą, odchodzą, POLITYKA nr 50 (2937), 11.12.2013.
  6. E. Bendyk, Łódzkość, POLITYKA nr 50 (2937), 11.12.2013.
  7. http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/3306994,off-piotrkowska-to-najmodniejsze-miejsce-w-lodzi-czy-sie-nie-zmieni-zdjecia,3,id,t,sa.html
  8. http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/3621474,sajgonki-sprzed-lat-offowy-czar,id,t.html
  9. http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/3605595,off-art-documentldz-dokument-o-off-piotrkowska-pokaze-jak-zmienila-sie-lodz-zwiastun,id,t.html
  10. http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/970083,gentryfikacja-czyli-jak-offpiotrkowska-zmierza-do-paryza,id,t.html?cookie=1
  11. http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35153,16849038,Cud__brud__OFF_Piotrkowska__Lokalny_patriotyzm_ma.html
  12. http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35153,14407147,OFF_Piotrkowska_sie_zmienia__Jak_uwiodla_ludzi_z_kasa_.html
  13. http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35153,16151270,Piotrkowska_217___goracy_adres__Czy_zagrozi_OFF_owi_.html
  14. http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/fotograf-lenny-ego-kravitza,148560.html
  15. http://www.fabrykancka.pl/historia/artyku-y/od-kilku-krosien-do-wietnamskich-budek.-saga-fabryki-ramischow.html
  16. http://offpiotrkowska.com/
  17. https://www.facebook.com/OFFPiotrkowska